wtorek, 31 grudnia 2013

Od Illusion

Obudzona nagłym zimnem, podniosłam ociężałe powieki. Mój dotychczasowy schron już nie był tak niezawodny, jak latem. Czułam, jak mróz chwyta w swe ręce moje ciało, kawałek po kawałku i brutalnie je sobie przywłaszcza. Wszelkie próby rozgrzania wychłodzonego organizmu sprawiały, że coraz bardziej się trzęsłam. Zrezygnowana, przypomniałam sobie o pewnej osobie, zaraźliwie przyjaznej i emanującej optymizmem. Stwierdziwszy, że wolę jeszcze żyć, a opcja moich zamarzniętych zwłok nie wchodzi w grę, zabrałam się z miejsca mojego dotychczasowego zamieszkania i ruszyłam ścieżką na wschód. Skuta lodem wąska dróżka sprawiła, że mało brakowało, a skończyłabym tak, jak to wcześniej wspominałam, ale dodatkowo byłabym jeszcze połamana. Wlokąc się i próbując zachować kończyny w całości, przyglądałam się spadającym z nieba płatkom. Niby zima jest zła, ale nie oznacza to, że nie jest ładna - wręcz przeciwnie, ma w sobie coś niezwykłego, hipnotycznego. Spowija świat nieprzyjemnie zimnym, idealnie białym puchem, sprawia, że czas jakby nie patrzeć stoi w miejscu. Wszystko wydaje się opuszczone i przygnębiające, otuchy dodaje wieczorny blask ogniska - ciepłego, przyjemnego ognia, który nadal nie daje stuprocentowego uczucia bezpieczeństwa.
Rozmyślając, ujrzałam w oddali pierwsze oznaki czyjejś obecności. Przyspieszyłam wsłuchując się w odgłosy moich kopyt. Przystanęłam przed wielkim, starym drzewem, które teraz stało zupełnie gołe i jakby obumarłe. Z jej wcześniejszych instrukcji wywnioskowałam, że to niedaleko. Czułam na sobie wzrok innych, byłam obcą na ich terenach. Teraz już galopowałam. Zatrzymałam się przed wielką grotą, z pozoru strasznie obskurną, ale tak naprawdę przytulną i ciepłą, z nutą rodzinnej atmosfery. Weszłam do środka. Powitały mnie liczne prehistoryczne malunki, ukazujące wielkie stada koni i ludzi. W centrum pomieszczenia, na lodowatej, skalnej posadzce, znajdowało się rozpalone ognisko, starannie zabezpieczone. W głębi można było wypatrzeć kilka ładnych i solidnych posłań. Słychać było gwar i hałasy wydobywające się jakby z oddali. Odwróciłam się. Za mną stała klacz, której poszukiwałam.
- Nie spodziewałaś się mnie, prawda? - wymusiłam lekki uśmiech. Spojrzałam na zmęczone oczy Rose, które jakby przygasły. Już nie była taka optymistyczna.

<Prosz, ja Ci tu z dobrego serca daję zajęcie, Rołz>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz