poniedziałek, 30 grudnia 2013

Od Rose

Podziwiałam tereny stada. Było tu kilka koni, które robiły to, co ja. Długo już je znałam. Też nie mogłam się przyzwyczaić do tej okropnej pustki... Wiedziałam, że niedługo dojdzie do nas reszta, jednak czas się dłużył, a w uszach tylko hulał wiatr. Delikatna mgła przysłaniała drzewa i krzewy. Trawa wydawała się być oblana smacznym mlekiem. Niebo szare, widocznie nie zmierzało zbłękitnieć. To smutne, ponieważ zimę wspominam zwykle jako dużo białego śniegu i wręcz rażące w oczy, jasne niebo. Nie odpowiadającą mi atmosferę mogły tu przerwać jedynie liczne i huczne zabawy z innymi końmi; jednak one nie miały czasu. Potrząsnęłam głową i popędziłam w kierunku Naszej Łąki. Tam odpoczywał Silver. Wtulił się w gęstą, wilgotną trawę, jak do kołderki, ale drżał. Wiatr był zimny. Czułam się jak w jesień. Ciężko jest być dzikim koniem. Tu nie znajdziesz żadnej stajni, jest tylko wolność i umiejętnosć przetrwania. Nie chciałam go budzić, mimo, iż kusiło mnie, by zaproponować mu spacer nad jezioro. Pomyślałam sobie, że Silver bywa prawdziwym "zmarźlakiem". Uśmiechnęłam się na tą myśl, mrugnęłam, a gdy otworzyłam oczy, mój partner również miał je otworzone. Wytarł się o ziemię i zarżał.
- Troszkę zimno, w porównaniu do wczoraj, prawda? - postanowiłam rozpocząć rozmowę.
Silv popatrzył na mnie.
- Owszem. - Nastała chwilowa cisza. - Dziwne uczucie.
Ogier popatrzył daleko w niebo. W pobliskie góry trąbił wiatr i starał się przedziurawić chmury. Było spokojnie. Rzadko kiedy zaświergotał ptak, ukryty w jednym z rozłożystych drzew. Poruszyłam głośno kopytami. Samiec alfa obudził się ze swego zadumania i popatrzył na mnie.
- Chodźmy nad jezioro. Nie będziemy tam sami. Chyba, że chcesz... - zaproponowałam.
- Mądry pomysł.
Ruszyliśmy spokojnie. Trudno było się przedrzeć przez krzaki. Wczoraj było piękniej... Czemu Stworzyciel zepsuł nam dzisiaj, ten wielki dzień?
Brzeg jeziora o tej porze wyglądał pięknie. Woda kołysała się, unosząc liście, które trafiły tutaj z dalszej części lasu. Odbijało się w niej niebo. Drzewa zdawały się płakać, ale nie wiadomo, czego im brakowało.
Melancholijny nastrój... Jak zwykle, Silver musiał go nieco zepsuć.
- Pierwszy dobiegnę z powrotem do Naszej Łąki - mrugnął do mnie i ruszył jak z bata. Pobiegłam za nim, napełniając się energią do działania. Nagle zauważyłam, że zatrzymał się. Podszedł do innego konia i zaczął z nim rozmawiać. To był Amesyt. Zauważyłam to tylko, gdy podeszłam bliżej.

(Amesyt, dokończysz?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz