niedziela, 5 stycznia 2014

Od Movglith

A więc słuchając Sonaty Księżycowej Ludwika van Beethovena piszę opowiadanie xD
_________________________________________________

Była noc. Blady, okrągły księżyc świecił jasno i słabo. Trawy delikatnie szumiały poddając się kołyszącemu je wiatrowi. W oddali widać było jezioro. Księżyc odbijał się od jego pomarszczonej tafli, a obraz kołysał się jak łódka. Leżałam koło Felixa. Spał, ale ja nie mogłam zasnąć. Dla mnie było jeszcze wcześnie i nie byłam w ogóle zmęczona. Mrugałam powoli powiekami. Nagle przede mną przebiegł jakiś koń. Pędził szybko, mocno uderzając kopytami o ziemię. Zbytnio mnie to nie zdziwiło. No tak, galopujący koń w środku nocy. Uniosłam głowę i popatrzyłam na Felixa. Spał dalej. Próbowałam zasnąć, ale dalej nie mogłam. Słyszałam wiatr, który rozrzucał różne rzeczy, jakby torował sobie drogę. W oddali dostrzegłam kilka koni. Ospale, jakby obudzone z głębokiego snu, pokazywały coś i rozmawiały. Może ten koń tam pobiegł i je obudził? Trochę bliżej zobaczyłam innego konia. Czułam, że mnie obserwuje. Przez ciemność nie dało się określić nawet koloru jego maści, a tym bardziej kim jest. Wstałam. Zrozumiał, że go zobaczyłam i pognał w drugą stronę. Nie przejęłam się nim wcale. Powoli ruszyłam nad jezioro. Te konie, które wcześniej widziałam teraz spały na trawie. Podniosłam głowę wysoko i popatrzyłam w niebo. Było piękne. Mnóstwo gwiazd- większych i mniejszych, jaśniejszych i takich, które święcą słabiej. Widoku nie przysłaniała ani jedna mała chmurka. Położyłam się. Chyba zasnęłam. Kiedy się obudziłam dalej była noc. Zerwałam się i jak najciszej pobiegłam do Felixa. Ułożyłam się tam gdzie wcześniej i zasnęłam.

CDN

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz