Wiedziałem, że tak będzie. Czułem się, jakby ze mną zerwano. Z La Petite nie widziałem się w sumie od kilku miesięcy. Przestawałem do niej coś czuć. Kochałem ją, jednak z każdym dniem coraz słabiej. Pamiętałem wyraźnie jej pysk, ale każdej nocy coraz bardziej oddalał się. Kiedy teraz ją ujrzałem, skakałem z radości. Może nie zewnętrznie, ale wewnętrznie bardzo.
Przytuliłem się do klaczy, wciąż nic nie mówiąc. Do czasu...
- Przepraszam, ale kiedy wrócisz, mnie może już nie być - spojrzałem jej głęboko w piękne oczy. - Jesteśmy tutaj, ale przez jak długi czas? Zobacz, staramy się, lecz wszystko znowu rozwala się.
Spuściła głowę, po czym podniosła ją. Nie było w tym ruchu ani energii ani zmysłowości.
- J-jak to?... Gdzie będziesz?
Spojrzałem na Rose, przysłuchującej się rozmowie z niedaleka. Nie miałem jej tego za złe, nie miałem nic do ukrycia. Byłem zły na siebie.
- Niedługo wszyscy rozejdziemy się. Ale wierzę, że spotkamy. Pamiętasz, jak byliśmy szczęśliwą parą? To nie może się tak łatwo skończyć.
Ale kończy, pomyślałem smutnie. W tej samej chwili wyobraziłem sobie, jak całuję Małą Czarną w gęstej trawie, w wiosenny poranek... Z zadumań wyrwał mnie potężny, zimny podmuch wiatru.
- Niedługo będę musiała iść. Jestem tu gościnnie.
- Ale ty zawsze pozostaniesz w moim sercu... - wyszeptałem, gdy odchodziła swym wolnym, równym krokiem.
Rzuciliśmy głośne "żegnaj!" niemal w tym samym czasie. Ja miałem łzy w oczach. Nie zapytałem nawet, czemu? Nowe tereny SBR Deluxe były nam znane od jakiegoś czasu. Z tego wodospadu spijaliśmy razem wodę. Pojawiła się tak szybko jak teraz zniknęła. To bolało. Moją matkę także coś trapiło. Wyglądała tak, jakby miała skoczyć z klifu. Razem patrzyliśmy w niebo przez najbliższe 5 minut, po czym pobiegłem niezadowolony. Gdziekolwiek, by się zmęczyć i zastąpić czymś tą pustkę...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz